5. Geneza wiary.

1. W rozumie ludzkim, w jego nienasyconej i nieprzepartej potrzebie odnalezienia osta­tecznej podstawy i znaczenia wszelkiego bytu i czynu tkwi źródło wiary w Boga i religii. Przeciwnicy wiary zbijają to twierdzenie w całym szeregu zarzutów.
Powiadają, że religia, wiara w istnienie jakiejś najwyższej istoty i cześć jej są wymysłem kapłanów, a więc oszukaństwem.
Powiadają, że religia jest wymysłem prawodawców, a więc siły.
Powiadają, że religia jest wynikiem dziecinnej b o j a ź n i człowieka pierwotnego wobec piorunów i błyskawic, poza którymi upatrywano potęgi nadziemskie.
Powiadają, że religia powstała z naiwnych poglądów pierwotnej ludzkości, upatrującej w nie­znanych jeszcze i niezbadanych siłach przyrody jakieś tajemnicze potęgi i istoty, a zatem religia powstała z nieudolności pierwotnego człowieka i niekulturalnych narodów do prawidłowe­go wytłumaczenia świata.
Powiadają, że religia powstała ze czci dusz tych, którzy odeszli, ze czci zmarłych:
Powiadają, że religia powstała z wrodzonej człowiekowi potrzeby idealizowania, to jest idealnego wyjaśnienia podstawy wszystkich zjawisk.
Religia, powiada Feuerbach, powstała z po­trzeby lub skłonności człowieka do przedłużenia własnego istnienia niejako w nieskończoność. 
Duch ludzki stworzył w swej wyobraźni cudo­wną postać, która go unosi w nieskończoność: Boga. Ale gdy się bliżej przypatrzeć, jest to tyl­ko człowiek w nieskończenie powiększonych roz­miarach, umieszczony ponad złotymi gwiazdami. 
„Bóg jest dla człowieka księgą zbiorową jego najszczytniejszych myśli i uczuć, księgą rodową, w której on imiona najdroższych, najświętszych mu istot zapisuje".
Tak opiewają powstanie wiary poglądy jej przeciwników. Usiłują oni wszyscy razem i każ­dy z osobna wykazać, że wiara w Boga nie ma swego wyraźnego i jasnego źródła w rozumie ludzkim, lecz pochodzi z mętnych źródeł ego­izmu lub samozłudzenia, a więc ostatecznie jest czymś niegodnym rozumnego i wykształconego człowieka, który osiągnął dojrzałość duchową i poczucie własnej godności;
Zastanówmy się nad tym!
2. Religia ma być wymysłem kapłanów, a więc skutkiem przebiegłości kasty kapłańskiej!
Śmieszne twierdzenie! Wszystkie narody ziemi zgadzały i zgadzają się na jedno, aby w kapłanie widzieć osobę w szczególniejszy sposób poświęconą na służbę Bóstwu. Czy tedy Bóstwo było przez ludzi wynalezione — i czy najpierw nie musiała istnieć wiara w Bóstwo, skoro służenie temu Bóstwu, a więc i kapłaństwo miały być rzeczą możliwą?
3. Prawodawcy mieli wynaleźć religię, aby przez nią zdobyć powagę wyższą i większą siłę nad swymi poddanymi! — ale historia w swych nieubłaganych wyrokach nic o tym nie wie. Czy­taj prastare księgi religijne chińczyków, święte dokumenty starożytnych hindusów, przejrzyj sta­rą literaturę Iranu, odczytaj tablice kamienne i gliniane z opisami przeszłości Asyrii i Babilo­nu, wszędzie znajdziesz pod spoinami praw pań­stwowych prastary i głęboki fundament religijny. 
Nigdzie w historii świata nie znajdziesz jakiegoś buntu ze strony ludu przeciwko bóstwom zmyślonym i narzuconym mu przez władzę tyra­nów — ale przeciwnie: znajdziesz walki religijne, krwawe wojny bez liku w obronie starych rodzimych bóstw i religii przeciw wciskającym się obcym bożkom, i zawsze walki dla religii, a ża­dnych wrogich religii.
4. Dalej: bojaźń grzmotów, piorunów i nieznanych zjawisk natury, grożących niebezpie­czeństwem, miała obudzić w człowieku pierwsze uczucia religijne. — Ale czy ludzie stracili uczucia religijne, gdy bojaźń wrogich sił przyrody ustą­piła miejsca lepszemu pojmowaniu sił fizycznych i zjawisk w naturze? Wszak ludzie wymyślili nie tylko bóstwa, których należało się obawiać, lecz czcili też w daleko większym stopniu przy­jazne, dobroczynne bóstwa i potęgi świetlane i do­bre, których żadna bojaźń nie zrodziła!
5. Religia następnie miała powstać z nieudolności człowieka w tłumaczeniu zjawisk przyrody i wynikającej stąd skłonności do szukania poza tymi zjawiskami osobowej, pozaświatowej istoty.
Zarzut ten traci całkowicie swą siłę przez krótki rzut oka na historię religii. Stawiamy py­tanie: czy wiara w Boga powstała z pierwotnego ubóstwiania przyrody, które prowadziło do politeizmu, a następnie monoteizmu? — i posłuchajmy, co historia religii czasów pierwotnych na to odpowiada!
Rozpoczynamy od prastarej kulturalnej krainy I n d i i. Księgami świętymi hindusów są cztery księgi Weda. Słowo Weda po polsku oznacza „naukę". Najstarsze części Wedy sięgają już czasów od 2400 do 1200 roku przed Chrystusem. „Je­den rzut oka na literaturę Wedy zapoznaje nas z mnóstwem postaci boskich: Mitra, Indra, War­na, Agni i. t. p. Ale w Rigwedzie powiedziano: „je­den jest tylko Bóg wśród bogów". Jakby słabe echo lepszych czasów unosi się jeszcze wspomnienie, że ten najwyższy Bóg nazywał się Dyu. 
Co oznacza Dyul Dyn znaczy to samo co „świe­cić, promieniować", a następnie oznacza „niebo“ i „dzień". U wszystkich zaś indoeuropejskich narodów — t. j. u hindusów, persów, germanów, greków, rzymian, celtów i słowian — znajduje się ten sam wyraz pierwotny dla oznaczenia Bóstwa: w sanskrycie deva, dyaus, Dyauspitar, w łacińskim deus, Jupiter = Diupater, w gotyckim Tius, w staroislandskim Edda Tyr, w staronie­mieckim Zio, w litewskim diewas, w pruskim deiws. Słowem, był czas, kiedy wszystkie indoeuropejskie narody miały wspólny język i czciły wspólnego Boga. Deva, Dyu jest wspólnym indoeuropejczyków Bogiem, dającym światło i pro­mienie. Nie trudno spostrzec, że jaśniejące, czyste, wszechwidzące i wszechtwórcze słońce było Jego obrazem i symbolem. Czy nie jest On nam dobrze znany w postaci Wodana, skandynawskiego Odina, boga o wszechwidzącym, jednym (słonecznym) oku i w niebieskim płaszczu z gwiazd, na ramionach którego siedzą dwa kruki Hugin i Munin, to jest myśl i pamięć, szepcąc mu do ucha, co w swym po świecie locie wyśledziły i podsłuchały?
Pójdźmy dalej do drugiego środowiska cywilizacji w historii starożytnego świata, do Asyrii i Babilonu, położonych między rzekami Eufratem i Tygrysem. Ubiegłe stulecie z niezmier­nym trudem odczytało prastare napisy klinowe, które, zapomniane i zagrzebane w gruzach i prochu, leżały tam tysiące lat. Gruntowne badania uczonych wykazały niezbicie, że i semickie naro­dy, podobnie jak indoeuropejskie, posiadały wspól­ne imię dla określenia Bóstwa. Jest to słowo El, po babilońsku Ilu (występujące w Bab-ilu— Babilon, „wrota boskie", po hebrajsku El Eljon, po arabsku Allah. A zatem i tu znajdujemy pamięć czasów czystej i niezmąconej wiary w Boga.
Trzecim kulturalnym środowiskiem starego świata była dolina Nilu, Egipt, cudowna kraina faraonów. Być może, iż zwoje starych rękopi­sów egipskich, zwane papirusem, liczą 4000 lat; w każdym razie są to najstarsze dzieła ludzko­ści, jakie doszły do nas w pierwotnym tekście, dzięki tysiącletniemu spoczynkowi w królewskich grobowcach piramid, gdzie zniszczenie dosięgnąć ich nie mogło; Prastarym pomnikiem wiary religijnej egipcjan jest tak zwana „Księga Umarłych". Jej właściwy tytuł jest: „Księga o wyjściu na światło dnia“; celem jej było wskazać niejako umarłemu drogę do dnia wiecznego i pomóc mu we wszystkich niebezpieczeństwach, jakie mu stają na przeszkodzie w ostatniej wielkiej i trudnej podróży do królestwa umarłych; czuwano nad tym, aby do grobu włożyć mumiom ten lub ów kawałek tej księgi. Owa Księga Umarłych rozpoczyna się od słów: „O Styrze z Amenti, wieczny królu"! 
Styr był dla egipcjanina wyobrażeniem potęgi i siły bóstwa. Ale poza tym symbolem kryją się wzniosłe i prawdziwe myśli. Bóstwo jest nazwane „Stwórcą nieba", „Stwórcą bogów, przed którym wszyscy bogowie nisko się schylają", „wielki Bóg, który jest Sam z Siebie". Staroegipskie imiona Ozyrysa i Ra, do których później dołączono Ammona i Ptah, są w samej „Księdze Umarłych" podane jako identyczne.
A więc wszędzie, gdziekolwiek udaje się poznać religie z przedhistorycznych czasów, w krajach przodujących ówczesnej kulturze, tam zawsze w czasach historycznych spotykamy upadek wiary i pojęć religijnych w porównaniu z dawną ich wyższością i czystością.
Na początku, kiedy czyste wyobrażenia były miarodajnymi, cała przyroda, mianowicie wszyst­ko najpiękniejsze, co ona posiada, jasne niebo, promienne i czyste światło, bogata i bujna urodzajność ziemi, była poczytywana przez ludzi ja­ko symbol jednego, niepodzielnego, pozaświatowego i niewidzialnego Bóstwa: jako jego wyobrażenie, a nie istota.
Ale z biegiem czasu i pod wpływem moralnego zwyrodnienia narodów zaciemniły się te czyste i wzniosłe pojęcia. Pierwotne wyobraże­nie Bóstwa najpierw zaczęto czcić jako jego sie­dzibę, a potem jako cielesną jego istotę. Niebo było bogiem dla chińczyków; słońce dla japończyków, egipcjan, peruwiańczyków; ziemię ubóstwiano, jako wszechwydajną i pochłaniającą wszystko z powrotem boginię-matkę, we wszystkich syryjsko-fenickich religiach; ogień, w postaci wielkiego ptaka niebieskiego ze złotymi skrzydłami, był poczytywany za bohatera walczącego z ciemnościa­mi i ich mroźną potęgą w religii staroperskiej. Wy­obraźnia skłonna do mitów, skoro już raz wstą­piła na tę pochyłą ścieżkę, nie mogła się zatrzy­mać w tworzeniu coraz to nowych symboli i bo­skich postaci. Woda i wiatr, deszcz urodzajny i słońce, opadająca rosa poranna i falujące mgły, huczące gromy, olśniewające błyskawice i kłębiące się chmury otrzymały swe boskie kształty, wytworzone już to w miękkiej, świetlanej poezji, jak nimfy i elfy; już to w majestatycznie śmia­łych poglądach, jak azowie i wielkoludy lub walkirje pędzące na chmurach-rumakach, strząsających ze swych grzyw rosę nocną; już to w spokojnym rozważaniu umysłu ludzkiego, jak majestat olimpijskiego boga Apollina, świetlanej postaci, i Ateny, nieśmiertelnej dziewicy; to wytworzone znowu w dręczącej melancholii, jak Adonis i Baldur, albo szalonej rozkoszy, jak Dionysos lub wściekłego okrucieństwa, jak Moloch, któremu w ofierze Kartagina składała corocznie dwunastu najlepszych i najurodziwszych chłopców.
Przypomnijmy sobie pokrótce, co jest naszym obecnym zadaniem! W pobieżnym przeglądzie historii religii chcieliśmy dać odpowiedź na pytanie, czy religia powstała z ubóstwiania przyrody. Otóż historia głosi, że nie! Religia nie powstała z ubóstwiania przyrody, przeciwnie przez ubóstwianie przyrody spadła ona z wyższego daleko piedestału, na którym niegdyś królowała.
6. A teraz przystąpmy do ostatniego twierdzenia: człowiek miał jakoby sam sobie stworzyć pojęcia religijne z czystych, idealnych pobu­dek; ze czci dla dusz zmarłych, których nie mógł zapomnieć, z potrzeby rozumu, domagającego się, aby odnaleźć podstawę i wartość rzeczy i bytu; z głęboko tkwiącej w nim potrzeby serca, aby swe pragnienia, nigdy nieziszczone na ziemi, swe niezaspokojone nigdy tęsknoty ujrzeć kiedyś spełnionymi w wymarzonej krainie myśli, na błogosławionych niwach Aalu u Egipcjan, gdzie rośnie niebiańska złota latorośl, a jej zacienione liśćmi ustronie zachęca do miłego spoczynku; na błogosławionej wyspie po tamtej stronie „wód śmier­ci “ u Asyryjczyków; w raju u persów, zwanym Garonmana, do którego prowadzi wąski most Czynwat; w ostatecznym zatopieniu się w Bramie i wyzwoleniu od rozkoszy i niedoli życia, czego pożądał miękki charakter hindusa; lub w Walhalli u germanów i Aalokanie u meksykan, albo nawet w skromnym szczęściu polinezyjskich podań o niebie, z którego spoglądają na ziemię dusze umarłych, błyszczącymi jak gwiazdy oczyma. Zatem zarzut twierdzi: religia jest wymysłem ducha ludzkiego, który rozciągnął struny swej tęsknoty i uczucia, wygrywając na nich ton nadziei — to cichy, jakby pieśń tęsknoty za domem, to znowu głośny, jakby jęk pożądania gwałtownego.
Prawda, tak jest w rzeczy samej — tak powstała częściowo religia. Zobaczmy, dlaczego mówimy: „częściowo".  Zarzutu nie potrze­bujemy nawet odpierać. Że religia jest odpowie­dzią na najwznioślejsze pytania człowieka i najgłębszą jego tęsknotą, to jest najlepszym dowodem, że odpowiadać jej musi prawda pozaświatowa.
Inaczej czymże byłaby cała historia pracy umysłowej i religijnej tęsknoty, jakie widzieliśmy? — Kłamstwem i niedorzecznością!
Czymże byłyby najwyższe świetlane myśli ludzkości? — Kłamstwem i zgubnym oszukaństwem!
Czymże byłby człowiek? — Tak bogaty myślą w pojęcia, tak pełen promiennych tęsknot — a jednak pozostawiony bez nadziei ich wypełnienia! 
Podobny dziecku, wzywającemu ojca i matki, których nie miało!
Nie, mój przyjacielu! Że człowiek niegdyś wymawiał imię Bóstwa, jest dostatecznym dowo­dem, iż tleją w nim iskry niebiańskie, mające roztaczać światło i ciepło nad jego życiem.
Mówię „iskry niebiańskie", i muszę równocześnie z tym wyjaśnić, dlaczego pierwej twier­dziliśmy, że wiara w Boga i religia tylko „czę­ściowo" pochodzą z uczucia i tęsknoty ludzkiej.
Sama przez się — mówiąc czysto teoretycz­nie — ludzkość przyszłaby też własnym ro­zumem i sercem jedynie do poznania Boga i wiary w Niego. Ale faktycznie — mó­wiąc historycznie i praktycznie — każda religia zawiera pierwiastki Objawienia Bożego, które miało miejsce na początku dziejów ludzkości. 
Bóg pierwej do ludzi przemówił, niż oni do Nie­go. Religia ludzkości, choć jest zgodna z rozumem, nie jest jednak jedynie religią naturalną, nie jest jedynie religią rozumu.
Mnóstwo pytań związanych jest z tym twierdzeniem — ale o tym później będzie mowa; nie tu miejsce nad tym się zastanawiać.

Popularne posty z tego bloga

DLACZEGO TRZEBA BAĆ SIĘ ŚMIERCI

8. Znaki Boże w urządzeniu świata.